Rozdział I
- Clara! – Amanda krzyknęła tak głośno, że uszy
pozostałych domowników prawie wybuchły.
- Co zaś? Ehh... - Niechętnie zadała pytanie Clara.
Odkąd Clara i Amanda straciły matkę już niebyły
tymi samymi zawsze pogodnymi i zżytymi ze sobą siostrami. Codziennie się kłóciły, wyzywały i plotkowały
na swój temat z innymi. Przy każdej możliwej okazji obwiniały się nawzajem o
śmierć ich matki – Alinne. Ojciec nie wytrzymywał z nimi, tym bardziej, że nie
był już tak młody w końcu miał dwie szesnastoletnie córki.
- Idziesz czy nie?! – Amanda była już u progu
wybuchnięcia od tej złości.
Clara ostrożnie weszła po schodach na górę , aby
nie zostać zepchniętą na dół przez Amandę tak jak to było pięć lat temu gdy ich
matka została przygnieciona przez skałę przy górskich szlakach. Wtedy Clara
wchodziła po schodach niosąc koszyk owoców, który miał słóżyć jako ozdoba w jej
pokoju, a w tym czasie Amanda wyskoczyła zza drzwi toalety i popchnęła ją
wprost na schody. Ojciec – Jonathan – szybko zawiózł Clarę do szpitala na
zaszycie krwawiącej brwi i ogólne badania o stanie jej zdrowia.
- Idę, idę. – Orzekła spokojnie Clara.
Gdy Clara weszła już na górę czekała ją niemiła
niespodzianka. Amanda siedziała na ziemi targając zdjęcie matki – jedyną
pamiątkę pozostawioną po niej.
- Co ty wyrabiasz?! Oszalałaś? Zostaw! – Z
płaczem oraz gniewem w oczach zaczeła krzyczeć Clara.
- Nie chcę mieć nic wspólnego z mamą! Nic! Nie kocham
jej za to, że nas zostawiła! Zostawiła nas, rozumiesz?! – Zabełkotała Amanda.
- Amanda! Proszę zostaw to! Matka nie zrobiła
tego celowo i ty dobrze o tym wiesz! – Zaczeła krzyczeć Clara. Była tak zła, a
zarazem smutna, że nie potrafiła podejść i wyrwać z rąk Amandy zdjęcia.
- Nigdy nas nie kochała prawda? – Amanda zadała
troszkę trudne pytanie, ponieważ mineło już pięć lat... pięć lat to chyba
sporo, żeby zapomnieć czy kochała czy też nie.
- Amanda! – Clara chciała jak najszybciej
wymigać się od odpowiedzenia na pytanie
Amandy.
- Widzisz? Wiesz, że jej uczucia nie były
szczere! Wiesz o tym tylko nie chcesz tego przyznać bo to cię przerasta! –
Amanda była już w histerii i z trudem powstrzymywała łzy płynące z oczu.
Clara tak szybko jak tylko mogła zbiegła schodami
w dół i wybiegła z domu. Nienawidziła Amandy właśnie za takie zachowania.
Wiedziała, że było jej ciężko, ale to co ona wyprawiała nie było normalne.
Czasami zastanawiała się czy aby czasami jej niegdyś kochana siostrzyczka nie
jest chora psychicznie. Amanda zawsze jej zazdrościła wszystkiego. Każdy
wiedział, że miała czego jej zazdrościć. Clara była piękną blondynką o
niebiesko – jaskrawych oczach. Była szczupła, zgrabna i nie miała żadnych
kompleksów! Była idealna. Chłopcy lecieli do niej tłumami jak na koncercie
jakiejś gwiazdy... no tak ona była gwiazdą – przynajmniej dla chłopców. Amanda
za to była okularnicą z mnóstwem piegów na twarzy. Była szczupła, ale tylko pod
ciuchami. Tak naprawdę miała nieco wystający tłuszczyk i ... trochę małe stópki.
Nie była pod żadnym względem idealna, a kompleksów miała całkiem sporo.
Clara weszła do pobliskiej
restauracji z myślą, że znajdzie w MENU coś porządnego i wartego swojej ceny.
Otworzyła kartę dań i zaczeła wertować strony patrząc z wielką dokładnością na
wszystkie proponowane potrawy oraz napoje. Swoją drogą restauracja nie była
taka duża jak na pierwszy rzut oka mogłaby się wydawać, ale to nawet dodawało
swojego nastroju. Stół Clary był przyodziany w niebieski obrus i czarną
serwetkę, stołek był pęknięty z jednej strony, ale jakoś bardzo nie
przeszkadzało to w wygodnym siedzeniu. Ściany były beżowe, a podłoga wyblakła. Ludzie
nadawali temu miejscu nieciekawej atmosfery, aczkolwiek nie była najgorsza.
Wracając do tych potraw... Clara nic sensownego nie umiała wybrać, więc
postanowiła, że zamówi tylko coca – cole oraz pieczoną rybę owiniętą sałatą. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to,
że na danie musiała czekać pół godzinę z czego 15 minut składała zamówienie u
jakiegoś głuchego kelnera.
- Co za ludzie. – Pomyślała Clara gdy kelner
nareszcie wysłuchał jej zamówienia. – Co raz bardziej żałuję, że nie zamówiłam
jedynie napoju, bo byłoby o wiele szybciej.
Gdy już dostała swoje danie zaczeła jeśc, ale tak
jakby nigdy w życiu niczego nie zjadła, a ryba byłaby przywieziona jedną setną
temu i pachniałaby świeżością. Po dobrym posiłku Clara postanowiła wrócić do
domu bo było już wpół do dziewiątej.
Szła
wąskimi uliczkami, droga dłużyła jej się niemiłosiernie, ale to pewnie przez
to, że było już ciemno a drogę oświetlała tylko malutka lampa u kogoś w
ogródku. Szła, szła, szła i nie wydawałoby się, że kiedyś dojdzie aż tu
zaskoczenie!
- Nareszcie dom! Która godzina jest już wogólę? –
Clara uradowała się lecz jej mina po chwili zrzedła.
- Co?! Wpół do pierwszej?! Niemożliwe abym szła aż
ponad cztery godziny!
To prawda, droga Clary od restauracji do domu
powinna zająć niecałe piętnaście minut. Niewiadomo było co o tym myśleć.
- Musiałam pomylić drogi i poszłam jakimiś
,,skrótami’’ czy coś w tym stylu... Nie ważne! – Po długim namyśle odrzekła Clara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz