Clara otworzyła drzwi domu. Wchodząc poczuła
lekki powiew wiatru a, potem usłyszała głosy dochodzące z pokoju. Weszła do
pokoju z, którego dochodziły te wszystkie głosy. Stała tam mama z tatą i
rozmawiali o czymś, lecz trudno było zrozumieć ich rozmowę w takim szoku. Po
dłuższym czasie Clara wiedziała już o czym rozmawia jej Śp. Matka.
- Jonathanie nie mogę urodzić dzieci! – Z płaczem
zaczęła krzyczeć Alinne.
- Urodzisz je i bez dyskusji! – Ojciec uderzył
matkę tak mocno, że spadła ona na stół i przecięła sobie rękę o kant stołu. –
Nazwiesz je Amanda i Clara!
Po tej wypowiedzi wszystko wróciło do normy, dosłownie
do normy! Clara siedziała w restauracji i spojrzała na zegarek, było wpół do
dziewiątej.
- Co jest grane!? – Clara wściekła się tak
bardzo, że uderzyła ręką w stół w skutek czego ją sobie rozcięła. – Cholera!
Już naprawdę wściekła Clara wyleciała z
restauracji. Biegła do domu co zajeło jej tylko pięć minut. Już nic nie
rozumiała, raz idzie cztery godziny, a raz 5 minut. I ta dziwna scena... Clara
była zagubiona i nie wiedziała już co o tym myśleć.
-Może to był sen? Może ja tylko zasnęłam i ...
Kurde! Co ja pieprze! – Zirytowana Clara weszła do domu z myślą, że szybko się
położy, lecz jej plany zniszczyło to co zobaczyła.
Ojciec leżał cały we krwi, a nad nim stał nie kto
inny jak Amanda trzymająca w ręce nóż.
- Amanda co tu się stało! Tato! Amanda dzwoń po
karetkę! – Clara była wstrząśnięta i zrozpaczona.
- Bo co? – Ignorująco zapytała Amanda.
- Oszalałaś?! Co ty... skąd masz ten nóż?! Kto ci
pozwolił! – Clara bała sie siostry. Naprawdę się jej bała! – Halo? Pogotowie?
Proszę przyjechać na ulicę... – Amanda wyrwała Clarze telefon z ręki.
Clara zaczęła płakać. Była bezradna i nie mogła
nic więcej zrobić jak tylko patrzeć na śmierć wojego ojca i na śmiejącą się
ukradkiem Amande. Odbiło jej, całkowicie.
- Co ty narobiłaś? Dlaczego taka jesteś? – Clara
miała tyle pytań, a brak jakichkolwiek odpowiedzi ze strony Amandy. – Pytam się
coś ciebie! Słyszysz?!
- Hahaha! – Szyderczy śmiech Amandy tylko
pogarszał całą tą sytuację.
-Odsuń się ode mnie! – Clara nie mogła się
pozbierać po tym co właśnie zobaczyła.
Amanda z płaczem wleciała błyskawicznie do
swojego pokoju. Widać było, że żałuje...ale pewnie tylko na chwilę.
Przypuszczenia Clary o chorobie Amandy okazały się słuszne, jej jedyna siostra
okazała się chora psychicznie.
Clara leżała na podłodze wtulona w tatę. Była
roztrzęsiona po tym co zobaczyła.
-Co ja wyrabiam?! Dlaczego nie dzwonię po
karetkę! – Na głos wykrzyczała Clara.
-Przyjeżdżajcie szybko!- Dziewczyna z płaczliwym
głosem zaczęła krzyczeć do słuchawki.
Clara rozłączyła się i patrząc na tatę czekała na
karetkę. Była tego świadoma, że nikt ani nic nie uratuje życia jej ojca, nawet
największy cud świata. Usłyszała wycie syren i zobaczyła mężczyznę ubranego w
typowy strój roboczy wchodzącego do jej domu.
- Proszę go ratować! Proszę! – Wykrzyczała Clara
szarpiąc mężczyznę za rękaw.
- Klemens! – mężczyzna wykrzyczał imię swojego
przyjaciela – Bierzemy go!
- Ale w sensie, że gdzie?! – Clara z rozpaczą w
oczach i strachem zapytała.
- Eh... wiesz, każde życie kiedyś przemija i
rodzi się nowe. – Spokojnie powiedział mężczyzna. – Tak jak w przypadku twojego
ojca.
- Bierzemy go do kostnicy. – Wykrzyczał zza drzwi
jeden z pracowników.
- To na nas już pora... – Powiedział ze smutną
tonacją znany już męski głos.
- Nie...Nie! – Clara nie przestając płakać
krzyczała i jęczała.
Amanda zeszła na dół w dalszym ciągu
trzymając zakrwawiony nóż. Patrzyła się bardzo długo na Clare... niepokojąco
długo.
- Co?! Teraz mnie zabijesz?! No śmiało
siostrzyczko! – Clara była tak wykończona tym wszystkim, że naprawdę miała dość
życia i w głębi duszy miała nadzieję, że Amanda zada jej jeden bolesny, lecz
skuteczny ruch prosto w serce.
- Nieee – Wyjąkała Amanda.
- Dlaczego to zrobiłaś? – Zapytała Clara.
- Niewiem – Spokojnie odpowiedziała Amanda.
- Wal się. – Z gniewem w oczach wyjąkała Clara.
Amanda jeszcze przez dłuższy czas gapiła się na
Clare siedzącą na schodku.
- Co się gapisz?! Wynoś się i to w tej chwili! –
Powrócił gniew, potem smutek, na koniec zwątpienie w samą siebie.
- Nie. – Ignorująco odpadła Amanda.
- Nie? Mówisz mi, że nie wyjdziesz, tak? – Clara
ze śmiertelnie poważnym tonem zapytała.
- Tak. – Znów ignoracja w tonie Amandy.
Clara wyrwała siostrze nóż i zaczęła jej grozić.
- I co ty na to? – Clara zadała podchwytliwe
pytanie.
- Przestań! – Zaczęła krzyczeć Amanda.
- Wyjdź. – Clara odłożyła ostry nóż i przestała
grozić siostrze.
Amanda płacząc wybiegła z domu. Nie żałowała,
lecz w pewnym sensie bała się siostry. Tata był ich jedynym wsparciem. Ich pocieszeniem
i zapewnieniem dobrego życia. A teraz? Teraz dom dziecka, rodzina zastępcza.
- Tata... – Clara nadal nie mogła się otrząsnąć
po tym tragicznym wydarzeniu. - ...był dla mnie wszystkim! Wszystkim! A ta
głupia szmata go zabiła! On... już nie wróci.
- W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. – Z gorzkim żalem zaczeła
modlić się Clara. – Zbaw mojego tate. Niech nie ciepi tak jak ja, bowiem nie
wiem co mam zrobić z Amandą. Ona jest niebezpieczna. Tato. Módl się za nami ode
złego, módl się. Wybacz mi, że nie było mnie przy tobie, gdy Amanda zadawała Ci
te bolesne ciosy. Amen.
- Witaj siostrzyczko. – Szyderczy uśmiech Amandy,
która nagle zjawiła się w pokoj Clary. – Zabawimy się?
- Odłóż tą piłę! Proszę cię, odłóż!
- Ojeju, biedna Clarusia, boi się.
- Amanda co w ciebie wstąpiło?! – płacz.
Dziewczyna odłożyła piłę na łóżko Clary i zaczęła
płakać.
- Nie, tego już za wiele! – Clara zbiegła z
telefonem komórkowym na sam dół. – Dzień dobry, ja w sprawie... mojej siostry.
Zacho...
- Niech pani przyjedzie. – Odparł obojętnie głos
w słuchawce.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz