Strony

sobota, 14 listopada 2015

Niebezpieczeństwa w drodze do domu.

Szłam i szłam przez ciemny, mroczny pełen strachu las.
Z Natashą moją przyjaciółką ,która na szczęście towarzyszyła
mi w drodze. Przez moment nie bałam się , lecz to była tylko chwila...
Po chwili musiałyśmy się niestety już pożegnać bo szła do domu.
A ja ,dalej przez długą paro kilometrową drogę musiałam iść sama do mojego domu.
     Zaczęły mi przechodzić ciarki kiedy nic nie widziałam bo było tak ciemno
, że nawet lampy nie oświecały ciemnego lasu , a ja nie miałam nawet
latarki. Zapadła cisza...
Nagle zobaczyłam małe światło które było przede mną, podeszłam bliżej
i zobaczyłam szary dom. Był on zrobiony z muru , jego dach był pokryty cegłą.
Dom ten nie wyraźnie ale troszke był widoczny przez to małe światło.
Zatanowiłam się chwile czy podejść , ale zatrzymał mnie wiatr który tak mocno
zawiał , że wydawało mi się , że ktoś z tego domu wychodzi. Uciekłam bo się bałam.
Szłam tylko piętnaście minut , aż znowu był jakiś straszny znak lampa która zaczęła ciągle
się oświecać i zgaszać, a koło niej stała jakby czarna postać wyglądała jak szatan!
Łzy zaczęły mi spływać po twarzy, przeszłam szybkim tempem i znów było ciemno.
Nagle zobaczyłam jak w stronę mnie przybliżają się dwa światła.Nie wiedziałam co zrobić
, bo widziałam że koło mnie po obu stronach drogi były druty i nie mogłabym z niej zejść
, więc stanęłam w miejscu. Światła były już przy mnie tak blisko ,jak by metr przede mną.
Nagle poczułam straszny ból tak straszny , że nie dało się opisać.
Obudziłam się za pół godziny leżąc na drodze nie wiedziałam gdzie jestem i co się ze mną
dzieje. Okazało się , że auto po mnie przejechało , ale nie umarłam stało mi się coś w rękę.
Później , gdy byłam już w połowie drogi szli jacyś ludzie , a byli to mężczyźni którzy paili
papierosy i pili alkohol. Wyzwali mnie i zaczęli na mnie przeklinać bałam się , że coś mi zrobią.
Ponownie uciekłam. Kolejnym strasznym znakiem był duży pies ,wyglądał jak wilk i biegnął w moją stronę,
nie wiedziałam co zrobić ,wspięłam się na płot i go przeskoczyłam ,byłam na czyimś terytorium.Skryłam się
gdzieś między krzaki i czekałam aż pies pójdzie gdzieś indziej.
Gdy poszedł ponownie wyszłam na drogę i szłam do domu.
Byłam już blisko,więc byłam szczęśliwa , że nie będe już cierpieć i wszystko powiem rodzicom
co mnie okropnego spotkało.Ale znów coś się musiało przydażyć!
Słyszałam krzyki , okropne wrzaski tak jakby ktoś krzyczał na mnie. Musiałam się obrócić i zobaczyć
czy ktoś czasami w moją stronę nie biegnie ale nikogo nie było , lecz słyszałam również szelesty.
     Nareszcie weszłam na naszą parcelę zamkłam bramę i weszłam do domu. Nie ma już tych cierpień,
przeżyłam i postanowiłam , że już nigdy nie pójdę sama przez tak ciemny i niebezpieczny las.

Siostrzyczki - Rozdział II

Clara otworzyła drzwi domu. Wchodząc poczuła lekki powiew wiatru a, potem usłyszała głosy dochodzące z pokoju. Weszła do pokoju z, którego dochodziły te wszystkie głosy. Stała tam mama z tatą i rozmawiali o czymś, lecz trudno było zrozumieć ich rozmowę w takim szoku. Po dłuższym czasie Clara wiedziała już o czym rozmawia jej Śp. Matka.
- Jonathanie nie mogę urodzić dzieci! – Z płaczem zaczęła krzyczeć Alinne.
- Urodzisz je i bez dyskusji! – Ojciec uderzył matkę tak mocno, że spadła ona na stół i przecięła sobie rękę o kant stołu. – Nazwiesz je Amanda i Clara!
Po tej wypowiedzi wszystko wróciło do normy, dosłownie do normy! Clara siedziała w restauracji i spojrzała na zegarek, było wpół do dziewiątej.
- Co jest grane!? – Clara wściekła się tak bardzo, że uderzyła ręką w stół w skutek czego ją sobie rozcięła. – Cholera!
Już naprawdę wściekła Clara wyleciała z restauracji. Biegła do domu co zajeło jej tylko pięć minut. Już nic nie rozumiała, raz idzie cztery godziny, a raz 5 minut. I ta dziwna scena... Clara była zagubiona i nie wiedziała już co o tym myśleć.
-Może to był sen? Może ja tylko zasnęłam i ... Kurde! Co ja pieprze! – Zirytowana Clara weszła do domu z myślą, że szybko się położy, lecz jej plany zniszczyło to co zobaczyła.
Ojciec leżał cały we krwi, a nad nim stał nie kto inny jak Amanda trzymająca w ręce nóż.
- Amanda co tu się stało! Tato! Amanda dzwoń po karetkę! – Clara była wstrząśnięta i zrozpaczona.
- Bo co? – Ignorująco zapytała Amanda.
- Oszalałaś?! Co ty... skąd masz ten nóż?! Kto ci pozwolił! – Clara bała sie siostry. Naprawdę się jej bała! – Halo? Pogotowie? Proszę przyjechać na ulicę... – Amanda wyrwała Clarze telefon z ręki.
Clara zaczęła płakać. Była bezradna i nie mogła nic więcej zrobić jak tylko patrzeć na śmierć wojego ojca i na śmiejącą się ukradkiem Amande. Odbiło jej, całkowicie.
- Co ty narobiłaś? Dlaczego taka jesteś? – Clara miała tyle pytań, a brak jakichkolwiek odpowiedzi ze strony Amandy. – Pytam się coś ciebie! Słyszysz?!
- Hahaha! – Szyderczy śmiech Amandy tylko pogarszał całą tą sytuację.
­-Odsuń się ode mnie! – Clara nie mogła się pozbierać po tym co właśnie zobaczyła.
Amanda z płaczem wleciała błyskawicznie do swojego pokoju. Widać było, że żałuje...ale pewnie tylko na chwilę. Przypuszczenia Clary o chorobie Amandy okazały się słuszne, jej jedyna siostra okazała się chora psychicznie.
Clara leżała na podłodze wtulona w tatę. Była roztrzęsiona po tym co zobaczyła.
-Co ja wyrabiam?! Dlaczego nie dzwonię po karetkę! – Na głos wykrzyczała Clara.
-Przyjeżdżajcie szybko!- Dziewczyna z płaczliwym głosem zaczęła krzyczeć do słuchawki.
Clara rozłączyła się i patrząc na tatę czekała na karetkę. Była tego świadoma, że nikt ani nic nie uratuje życia jej ojca, nawet największy cud świata. Usłyszała wycie syren i zobaczyła mężczyznę ubranego w typowy strój roboczy wchodzącego do jej domu.
- Proszę go ratować! Proszę! – Wykrzyczała Clara szarpiąc mężczyznę za rękaw.
- Klemens! – mężczyzna wykrzyczał imię swojego przyjaciela – Bierzemy go!
- Ale w sensie, że gdzie?! – Clara z rozpaczą w oczach i strachem zapytała.
- Eh... wiesz, każde życie kiedyś przemija i rodzi się nowe. – Spokojnie powiedział mężczyzna. – Tak jak w przypadku twojego ojca.
- Bierzemy go do kostnicy. – Wykrzyczał zza drzwi jeden z pracowników.
- To na nas już pora... – Powiedział ze smutną tonacją znany już męski głos.
- Nie...Nie! – Clara nie przestając płakać krzyczała i jęczała.
            Amanda zeszła na dół w dalszym ciągu trzymając zakrwawiony nóż. Patrzyła się bardzo długo na Clare... niepokojąco długo.
- Co?! Teraz mnie zabijesz?! No śmiało siostrzyczko! – Clara była tak wykończona tym wszystkim, że naprawdę miała dość życia i w głębi duszy miała nadzieję, że Amanda zada jej jeden bolesny, lecz skuteczny ruch prosto w serce.
- Nieee – Wyjąkała Amanda.
- Dlaczego to zrobiłaś? – Zapytała Clara.
- Niewiem – Spokojnie odpowiedziała Amanda.
- Wal się. – Z gniewem w oczach wyjąkała Clara.
Amanda jeszcze przez dłuższy czas gapiła się na Clare siedzącą na schodku.
- Co się gapisz?! Wynoś się i to w tej chwili! – Powrócił gniew, potem smutek, na koniec zwątpienie w samą siebie.
- Nie. – Ignorująco odpadła Amanda.
- Nie? Mówisz mi, że nie wyjdziesz, tak? – Clara ze śmiertelnie poważnym tonem zapytała.
- Tak. – Znów ignoracja w tonie Amandy.
Clara wyrwała siostrze nóż i zaczęła jej grozić.
- I co ty na to? – Clara zadała podchwytliwe pytanie.
- Przestań! – Zaczęła krzyczeć Amanda.
- Wyjdź. – Clara odłożyła ostry nóż i przestała grozić siostrze.
Amanda płacząc wybiegła z domu. Nie żałowała, lecz w pewnym sensie bała się siostry. Tata był ich jedynym wsparciem. Ich pocieszeniem i zapewnieniem dobrego życia. A teraz? Teraz dom dziecka, rodzina zastępcza.
- Tata... – Clara nadal nie mogła się otrząsnąć po tym tragicznym wydarzeniu. - ...był dla mnie wszystkim! Wszystkim! A ta głupia szmata go zabiła! On... już nie wróci.
- W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. – Z gorzkim żalem zaczeła modlić się Clara. – Zbaw mojego tate. Niech nie ciepi tak jak ja, bowiem nie wiem co mam zrobić z Amandą. Ona jest niebezpieczna. Tato. Módl się za nami ode złego, módl się. Wybacz mi, że nie było mnie przy tobie, gdy Amanda zadawała Ci te bolesne ciosy. Amen.
- Witaj siostrzyczko. – Szyderczy uśmiech Amandy, która nagle zjawiła się w pokoj Clary. – Zabawimy się?
- Odłóż tą piłę! Proszę cię, odłóż!
- Ojeju, biedna Clarusia, boi się.
- Amanda co w ciebie wstąpiło?! – płacz.
Dziewczyna odłożyła piłę na łóżko Clary i zaczęła płakać.
- Nie, tego już za wiele! – Clara zbiegła z telefonem komórkowym na sam dół. – Dzień dobry, ja w sprawie... mojej siostry. Zacho...

- Niech pani przyjedzie. – Odparł obojętnie głos w słuchawce.


C.D.N

sobota, 3 października 2015

Siostrzyczki - Rozdział I

Rozdział I
- Clara! – Amanda krzyknęła tak głośno, że uszy pozostałych domowników prawie wybuchły.
- Co zaś? Ehh... -  Niechętnie zadała pytanie Clara.
Odkąd Clara i Amanda straciły matkę już niebyły tymi samymi zawsze pogodnymi i zżytymi ze sobą siostrami.  Codziennie się kłóciły, wyzywały i plotkowały na swój temat z innymi. Przy każdej możliwej okazji obwiniały się nawzajem o śmierć ich matki – Alinne. Ojciec nie wytrzymywał z nimi, tym bardziej, że nie był już tak młody w końcu miał dwie szesnastoletnie córki.
- Idziesz czy nie?! – Amanda była już u progu wybuchnięcia od tej złości.
Clara ostrożnie weszła po schodach na górę , aby nie zostać zepchniętą na dół przez Amandę tak jak to było pięć lat temu gdy ich matka została przygnieciona przez skałę przy górskich szlakach. Wtedy Clara wchodziła po schodach niosąc koszyk owoców, który miał słóżyć jako ozdoba w jej pokoju, a w tym czasie Amanda wyskoczyła zza drzwi toalety i popchnęła ją wprost na schody. Ojciec – Jonathan – szybko zawiózł Clarę do szpitala na zaszycie krwawiącej brwi i ogólne badania o stanie jej zdrowia. 
- Idę, idę. – Orzekła spokojnie Clara.
Gdy Clara weszła już na górę czekała ją niemiła niespodzianka. Amanda siedziała na ziemi targając zdjęcie matki – jedyną pamiątkę pozostawioną po niej.
- Co ty wyrabiasz?! Oszalałaś? Zostaw! – Z płaczem oraz gniewem w oczach zaczeła krzyczeć Clara.
- Nie chcę mieć nic wspólnego z mamą! Nic! Nie kocham jej za to, że nas zostawiła! Zostawiła nas, rozumiesz?! – Zabełkotała Amanda.
- Amanda! Proszę zostaw to! Matka nie zrobiła tego celowo i ty dobrze o tym wiesz! – Zaczeła krzyczeć Clara. Była tak zła, a zarazem smutna, że nie potrafiła podejść i wyrwać z rąk Amandy zdjęcia.
- Nigdy nas nie kochała prawda? – Amanda zadała troszkę trudne pytanie, ponieważ mineło już pięć lat... pięć lat to chyba sporo, żeby zapomnieć czy kochała czy też nie. 
- Amanda! – Clara chciała jak najszybciej wymigać  się od odpowiedzenia na pytanie Amandy.
- Widzisz? Wiesz, że jej uczucia nie były szczere! Wiesz o tym tylko nie chcesz tego przyznać bo to cię przerasta! – Amanda była już w histerii i z trudem powstrzymywała łzy płynące z oczu.
Clara tak szybko jak tylko mogła zbiegła schodami w dół i wybiegła z domu. Nienawidziła Amandy właśnie za takie zachowania. Wiedziała, że było jej ciężko, ale to co ona wyprawiała nie było normalne. Czasami zastanawiała się czy aby czasami jej niegdyś kochana siostrzyczka nie jest chora psychicznie. Amanda zawsze jej zazdrościła wszystkiego. Każdy wiedział, że miała czego jej zazdrościć. Clara była piękną blondynką o niebiesko – jaskrawych oczach. Była szczupła, zgrabna i nie miała żadnych kompleksów! Była idealna. Chłopcy lecieli do niej tłumami jak na koncercie jakiejś gwiazdy... no tak ona była gwiazdą – przynajmniej dla chłopców. Amanda za to była okularnicą z mnóstwem piegów na twarzy. Była szczupła, ale tylko pod ciuchami. Tak naprawdę miała nieco wystający tłuszczyk i ... trochę małe stópki. Nie była pod żadnym względem idealna, a kompleksów miała całkiem sporo.
            Clara weszła do pobliskiej restauracji z myślą, że znajdzie w MENU coś porządnego i wartego swojej ceny. Otworzyła kartę dań i zaczeła wertować strony patrząc z wielką dokładnością na wszystkie proponowane potrawy oraz napoje. Swoją drogą restauracja nie była taka duża jak na pierwszy rzut oka mogłaby się wydawać, ale to nawet dodawało swojego nastroju. Stół Clary był przyodziany w niebieski obrus i czarną serwetkę, stołek był pęknięty z jednej strony, ale jakoś bardzo nie przeszkadzało to w wygodnym siedzeniu. Ściany były beżowe, a podłoga wyblakła. Ludzie nadawali temu miejscu nieciekawej atmosfery, aczkolwiek nie była najgorsza. Wracając do tych potraw... Clara nic sensownego nie umiała wybrać, więc postanowiła, że zamówi tylko coca – cole oraz pieczoną rybę owiniętą sałatą. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że na danie musiała czekać pół godzinę z czego 15 minut składała zamówienie u jakiegoś głuchego kelnera.
- Co za ludzie. – Pomyślała Clara gdy kelner nareszcie wysłuchał jej zamówienia. – Co raz bardziej żałuję, że nie zamówiłam jedynie napoju, bo byłoby o wiele szybciej.
Gdy już dostała swoje danie zaczeła jeśc, ale tak jakby nigdy w życiu niczego nie zjadła, a ryba byłaby przywieziona jedną setną temu i pachniałaby świeżością. Po dobrym posiłku Clara postanowiła wrócić do domu bo było już wpół do dziewiątej.
            Szła wąskimi uliczkami, droga dłużyła jej się niemiłosiernie, ale to pewnie przez to, że było już ciemno a drogę oświetlała tylko malutka lampa u kogoś w ogródku. Szła, szła, szła i nie wydawałoby się, że kiedyś dojdzie aż tu zaskoczenie!
- Nareszcie dom! Która godzina jest już wogólę? – Clara uradowała się lecz jej mina po chwili zrzedła.
- Co?! Wpół do pierwszej?! Niemożliwe abym szła aż ponad cztery godziny!
To prawda, droga Clary od restauracji do domu powinna zająć niecałe piętnaście minut. Niewiadomo było co o tym myśleć.
- Musiałam pomylić drogi i poszłam jakimiś ,,skrótami’’ czy coś w tym stylu... Nie ważne! – Po długim namyśle odrzekła Clara.